Kiedy Trump zaczął już nawet mówić do rzeczy - o przekazaniu tomahawków i drastycznych sankcjach, wnet trzeba było wysłać jakiegoś elokwentnego "inteligenta" by go trochę rozmiękczył. Tak doradził kacapom sam... amerykański negocjator o słowiańsko brzmiącym nazwisku Witkoff. Facet jest dyplomatycznym żółtodziobem ale zna się z Trumpem jeszcze z czasów biznesowych.
Ponoć łączy ich pasja gry w golfa i niejasne kryptowalutowe interesy, a Trump bezgranicznie mu ufa i chuj go obchodzi, że Witkoff nie ma zielonego pojęcia o geografii, historii i kulturze Europy i Ukrainy. Witkoff ma za zadanie doprowadzić do pokoju, żeby jego szef dostał w końcu Nobla i uczynił Amerykę znowu wielką. Jeszcze w marcu ten osobnik dyskutował o ściśle tajnych sprawach na komunikatorze Signal przebywając akurat w Moskwie.
No cóż, być może jest tylko nieodpowiedzialnym idiotą, co bynajmniej dobrze nie wróży. Możliwe jednak, że to ruska wtyczka. Wskazywać by na to mogła tak zwana sprawa Gołubczika. W 2013 roku Witkoff wystawił list rekomendacyjny dla podejrzanego typa w ramach pewnej procedury zatwierdzania nabywcy przez zarząd budynku stosowanej w ekskluzywnych nieruchomościach.
Rzeczony Gołubczik był już wtedy oskarżony o powiązania z rosyjską mafią i proceder prania jej pieniędzy na rynku luksusowych nieruchomości, a ostatecznie przyznał się do winy i został skazany. Ale to już stare dzieje... Od kiedy Witkoff został "specjalnym wysłannikiem" Trumpa do Moskwy, wydaje się tylko powielać rosyjską narrację.
Zresztą sami Rosjanie wskazali go jako optymalnego negocjatora - nie chcieli negocjować z generałem Kellogiem, bo ten był zbyt proukraiński. Witkoff jest na tyle głupi (albo sprzedajny), że twierdzi jakoby Rosja miała uzasadnione roszczenia do okupowanych ukraińskich terytoriów, bo rzekomo odbyły się tam demokratyczne referenda w których ludność opowiedziała się za ruskim mirem... Najwidoczniej nie słyszał o tym, że to stara sowiecka metoda.
Teraz zaś doradzał rosyjskiemu ekspertowi od polityki zagranicznej Jurijowi Uszakowi jak rozmiękczyć zirytowanego Trumpa. Agencja Bloomberg ujawniła tajemnicze nagrania na których jeszcze przed wizytą Zełenskiego w Białym Domu "negocjujący" telefonicznie Witkoff instruuje Ruskich co mają teraz zrobić żeby gówno z tego wyszło. - Pójdę bo mnie tam chcą, ale zorganizuję z waszym szefem rozmowę jeszcze przed tym piątkowym spotkaniem - mówił Witkoff.
Rzucił też kilka bezcennych rad jak rozmiękczyć ego swego narcystycznego prezydenta. Jednym słowem to pizda a nie "negocjator" - w ogóle na nic nie naciska, a wręcz sabotuje sprawę i spiskuje z wrogiem. Jeśli Donald Trump ma takich ludzi, to nie dziwota że wraca do śpiewki o pokoju uwzględniającym "rosyjski punkt widzenia". Punktu widzenia bandytów i terrorystów w ogóle nie powinniśmy brać pod uwagę, o ile nie zostaniemy do tego zmuszeni.
Populistyczny "twardziel" wydaje się jednak zmęczony tą wojną, bo łatwiejszym wrogiem jest Antifa czy choćby Wenezuela. Republikanie są jednak podzieleni - ci starej daty, jeszcze sprzed epoki trumpizmu, rozumieją że zbytnie ustępstwa doprowadzić mogą do erozji całego światowego układu sił i systemu bezpieczeństwa. Frakcja "reakcjonistów" z ruchu MAGA i tym podobnych środowisk opowiada się za podejściem izolacjonistycznym i olaniem całego globu.
Być może więc zmienność Trumpa jest pochodną nie tylko jego niezrównoważonej psychiki, ale też wewnętrznych tarć w obozie republikańskim. Polscy wyznawcy Trumpa lubią się raczej dopatrywać w tym swoistej "dyplomacji wahadłowej" czyli gadania to z jednym to z drugim występując niby w charakterze pośrednika. Gdyby jednak tak było oznaczałoby to chęć zdystansowania się od sprawy, a nie stanięcia po naszej stronie.
Mówi się też o "odwróconym Kissingerze" czyli manewrze mającym wyrwać Rosję z chińskich objęć oferując jej jakieś korzyści i współpracę. Biorąc pod uwagę stopień uzależnienia Niedźwiedzia od Smoka i fakt, że tylko chińska pomoc pozwala Rosji jeszcze funkcjonować strategia taka musiałaby być mrzonką. Prędzej to Rosja rozbija transatlantycką jedność ku chwale lokalnych nacjonalistów zawłaszczających skromne narodowe poletka i wysysających z nich konfitury.
Do słynącego z piaszczystych plaż, latynoskich piękności i klubów nocnych Miami udał się chujogłowy wysłannik Kremla Kirył Dmitriew. Spotkał się tam właśnie ze Stevem Witkoffem i zięciem Trumpa Jarredem Kushnerem. Pomimo że był objęty sankcjami wydano mu specjalne pozwolenie na wjazd do Stanów Zjednoczonych. Ustalono tam to co ustalono, czyli jak wiemy absurdalny "plan pokojowy", zakładający nawet oddanie terytoriów których azjatycka horda nie zdołała póki co wyszarpać.
- Przekażę im nasze stanowisko, a oni przekażą to jako swoją wersję - to fragment rozmowy między Dmitrijewem a Uszakowem ujawniony przez agencję Bloomberg. Uszakow wyrażał pewne obiekcje, sądząc że Jankesi mogą "błędnie zinterpretować propozycje". Dmitriew zapewnił, że wpłynie na Witkoffa tak aby przetłumaczył dokument "słowo w słowo".
Amerykańscy negocjatorzy byli na tyle leniwi, że po prostu dokonali tłumaczenia przez automatyczne narzędzie, przez co w tekście znalazło się wiele wyrażeń nietypowych dla osób posługujących się językiem angielskich, a będących w istocie translacją rusycyzmów. Takie właśnie są kulisy "negocjacji" administracji Trumpa z rosyjskimi cwaniakami. Los świata zależy od ustaleń dyletantów znających się tylko na biznesie.



















