
Być może w nowych, wspaniałych czasach bardziej koncentrujemy się na karierze, wizerunku czy rozrywce niż reprodukcji, ale to tylko pozorna sprzeczność. Ewolucja wyposażyła nas w zdolność przeżywania przyjemności właśnie po to, żebyśmy mogli dążyć do satysfakcji realizując biologiczne cele. Całe nasze złożone życie społeczne jest wpisane w tę logikę, choć zachowanie nie wynika w prosty sposób z pierwotnych instynktów. Nie służymy tylko swojemu DNA, lecz także powielającej się przez nas kulturze.
W zasadzie jedynym możliwym sensem posiadania tak dużych mózgów jest zapewnienie nam maksymalnej elastyczności zachowania wobec różnorodnych okoliczności, a to pośrednio wskazuje na ogromną rolę doświadczeń i czynników sytuacyjnych. To kim jest człowiek ujawnia się dopiero w zetknięciu ze środowiskiem, które dostarcza mu określonych bodźców. Mózg dostosowuje się do oglądanej rzeczywistości i w jej ramach odnajduje drogi do pierwotnych przyjemności.
Sęk w tym, że nasze potrzeby kształtowały się w czasach niedostatku, a nie przemysłowej obfitości, będziemy więc wiecznie nienasyceni. Jakkolwiek zmodyfikowane zostanie pragnienie nigdy nie powstaną produkty i usługi trwale nas zadowalające. A odległe echo naszej pradawnej dzikości - przyjemność - wciąż będzie wzywać nas do walki o fetysze i to nawet kiedy zapomnimy po co.