Efekt obserwatora wskazuje w mechanice kwantowej na zmiany
jakie wynikają z samego faktu obserwacji. Próbuje się to wyjaśniać na różne
sposoby – można na przykład założyć, że wszystkie stany istnieją naprawdę, tyle
że zdarzają się w równoległych wszechświatach. Możliwe więc, że istnieje świat
w którym jestem sławny i bogaty. Ale w tym świecie na pewno jestem za głupi
żeby móc gdybać na tak ścisłe tematy. Mogę co najwyżej powtarzać różne teorie.
Mógłbym oczywiście stworzyć też własną, ale nie miałaby ona
zbyt wiele wspólnego z fizyką. Potraktujcie więc ją jako literacki bełkot. Otóż
jeśli informacja nie może istnieć bez odbiornika, to gdyby nie było nas, fauny,
flory i kosmitów, nikt nie wiedziałby o tym, że wszechświat istnieje. A zatem w
zasadzie nie istniałby, tak jak my nie będziemy istnieć kiedy wyciągniemy
kopyta – bo nie będziemy o niczym wiedzieć.
Jeśli jednak czas jest czymś ograniczonym – czymś co się
zaczęło i kończy wraz z „fizyką” – to jesteśmy w nim uwięzieni jak mucha
zatopiona w bursztynie. Z faktu, że pamiętamy przeszłe wydarzenia zamiast
przyszłych, jeszcze nic nie wynika. Po prostu tak jesteśmy skonstruowani. Nic
nie jest w stanie podważyć doniosłości życia, bo świat – jako zespół sił
niewiadomego pochodzenia – sam w sobie jest wielkim mechanizmem. To my – wraz
ze swoimi rozumowymi popędami – nadaliśmy mu sens, bo skoro go nie było, to
musieliśmy go wymyślić.

Siłą rzeczy rzeczywistość jest tym co odbieramy – to czego
nie możemy poczuć, zrozumieć, wyobrazić sobie, znajduje się gdzieś za drzwiami
percepcji. Wielka tajemnica wszystkiego oślepia nas jednak swoim blaskiem przez
dziurkę od klucza. Mała wyspa świadomości na bezkresnym oceanie pozwala nam
obserwować nieskończoność i snuć opowieści, wizje i domysły. Szukamy więc
wskazówek, recept i szamanów, nie wiedząc jak się skontaktować z prawdą o nas
samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz