Mówi się, że szklanka może być w połowie pełna lub pusta – w
zależności od tego na jakim aspekcie się skupimy. I podobno dlatego optymiści
są radośni, a pesymiści smutni. Bo jedni szukają pozytywów, a drudzy negatywów.
Kluczem do szczęścia jest nastawienie, lecz czy to jak interpretujemy
rzeczywistość jest kwestią świadomego wyboru? W końcu wszyscy wolelibyśmy
cieszyć się życiem, niż zadręczać się problemami. Okazuje się, że optymizm leży
w naszej naturze – większość mózgów nie tylko odrzuca negatywne scenariusze
przyszłości, ale też przecenia swoje mocne strony, co skutkuje powszechnym
złudzeniem ponadprzeciętności. Optymizm jest więc złudzeniem, choć też
koniecznym warunkiem podejmowania wyzwań i ignorowania porażek. Jeśli jednak
optymiści widzą świat przez różowe okulary, to czy pesymiści patrzą przez
czarne? Przeczy temu zjawisko tak zwanego depresyjnego realizmu – potwierdzona
przez psychologów skłonność cierpiących na łagodną depresję do dokładniejszego
postrzegania świata.
Jak to możliwe? Otóż nasz mózg zazwyczaj koncentruje się
zwłaszcza na tym, żebyśmy czuli się
komfortowo. Stąd właśnie iluzje optymizmu.
Dzięki autowaloryzacji nie dostrzegamy tego, że jesteśmy przeciętniakami jakich
wielu i lepiej wypadamy we własnych porównaniach społecznych. Odpowiadają za to
pewne filtry percepcji, chroniące nas przed niekorzystnymi dla nas informacjami
(mechanizmy obronne). Zaburzenia obszarów mózgu odpowiedzialnych za filtrowanie
niekorzystnych informacji prowadzą do depresji, która z kolei sama się nakręca
mnożąc demotywujące prognozy. To też wyjaśnia paradoks wyjątkowej kreatywności
wypływającej niekiedy z wewnętrznego niespełnienia. Umiarkowana depresja
wyostrza zmysły – zmusza do wnikliwszego analizowania sytuacji, ostrożności i
samokrytycyzmu. Niepoprawny optymizm może z kolei prowadzić do lekceważenia
ryzyka i niepotrzebnych strat. Jak wykazał laureat Nobla w dziedzinie ekonomii,
psycholog Daniel Kahneman, naturalną konsekwencją hura-optymizmu nader często
bywają katastrofy finansowe.

Wbrew temu to optymizm jest motorem rozwoju. Gdyby bowiem
wszyscy prawidłowo szacowali ryzyko zazwyczaj by go w ogóle nie podejmowali.
Pozytywne nastawienie ma więc walor motywacyjny. Do podjęcia jakiejkolwiek
aktywności konieczne jest przecież przeświadczenie o jego powodzeniu, a
pasywność z góry wyklucza taką możliwość. Gdyby nie wiara w to, że możemy
zmieniać się poprzez rozwój, nie byłoby inwestycji, treningów czy radosnej
twórczości. Wiara w to, że możemy być coraz lepsi, umożliwia rozkwit naszego
potencjału. Życie jest swego rodzaju narkotykiem – osiągane przyjemności i
sukcesy, a nawet miłość, powodują wydzielanie się w mózgu określonych
substancji nagradzających nas za określone dążenia i trudy. W przeciwieństwie
do amfetaminy czy heroiny te naturalne narkotyki nie zaburzają jednak
chemicznej gospodarki naszego mózgu, ani nie wyniszczają organizmu. Sprawiają
za to, że chcemy zmierzać do określonych celów nadających sens naszej
egzystencji. Że chcemy więcej. I nawet jeśli nieco zawyżają naszą samoocenę, wszyscy potrzebujemy
takiego „kopa”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz