
Ekstremalne doznania psychiczne mogą wywołać w nas tak zwaną
traumę, czyli trwałą zmianę w psychice utrudniająca powrót do uprzedniego
funkcjonowania. W niektórych wypadkach jej następstwem może być trwały lęk
nazywany zespołem stresu pourazowego. Zwłaszcza doświadczenia gwałtu czy
przemocy prowadzić mogą do podejrzliwości, alienacji i wycofania. Zgodnie z
wiedzą psychologiczną równowagę psychiczną zaburzył nie tylko szok, ale też
jego utrwalona interpretacja. Stąd też, w ujęciu terapeutycznym które sensu largo
nazwać możemy „psychoanalitycznym”, przyjmuje się, że traumę należy
„przepracować”, to znaczy omówić i wyznaczyć jej nowe ramy interpretacyjne. W
przeciwnym wypadku trauma ma rzekomo ulec „wyparciu”, czyli zepchnięciu do
podświadomości, którą będzie zatruwać.
Wbrew tym intuicjom z reguły to dopiero długotrwałe zmagania
z przeszłością alarmują, że należy się nią zająć. Początkowe objawy stresu są
natomiast naturalną reakcją organizmu na zaistniałą sytuację. Badania naukowe
pokazują, że leczenie należy podjąć tylko kiedy objawy są bardzo nasilone i
przedłużone. Próby prewencyjnej terapii osób dotkniętych szczególnym stresem
traumatycznym zazwyczaj im szkodziły, ponieważ zamiast o nim „zapomnieć”
musiały systematycznie do niego wracać. Dla utrzymania wewnętrznej harmonii
najistotniejsze jest uwolnienie się od mrocznej obsesji, a nie pielęgnowanie
wspomnień. Odnosi się to nie tylko do wielkich tragedii, lecz też do
pomniejszych upokorzeń i porażek. Pamiętamy za mało tego co dobre, a za dużo
tego co złe, i dlatego tak często jesteśmy nieszczęśliwi.
Przeszłość minęła bezpowrotnie i tylko pamięć o niej czyni
ją istotną. O niektórych czarnych godzinach musimy jednak pamiętać – były zbyt
przerażające by można zaprzepaścić taką lekcję. Niemieckie obozy śmierci na
zawsze muszą pozostać dla ludzkości ponurym ostrzeżeniem przed złem jakie kryje
się w człowieku. Dlatego ważne jest, żeby w gorączce dyskusji nie budzić już
demonów ślepej dumy wiodącej do szowinizmu i nietolerancji. W każdej sprawie
historia pozwala zrozumieć stan obecny, dlatego prawda historyczna jest
szczególnie ważna dla „przepracowania” tej zbiorowej traumy. Czy można
zadekretować historię mocą ustawy to już inna kwestia. Pamięci o nazistowskiej
dewiacji nie da się sprowadzić do narracji o odwiecznym europejskim
antysemityzmie (od którego Polska była zresztą, być może niedoskonałym, ale
azylem), czynnikiem ją determinującym był bowiem nacjonalizm – odwołująca się
do historycznych sentymentów nowożytna koncepcja kultury.
W tym konkretnym wypadku chodziło o niemiecki nacjonalizm,
co historycznie jest jasne dla wszystkich z wyjątkiem zacietrzewionych
pieniaczy i infantylnych ignorantów. Coś złego działo się z niemieckim duchem
od dłuższego czasu, czego przejawem była już zagłada ludu Herrero w afrykańskich
posiadłościach Niemiec – pierwsze ludobójstwo dwudziestego wieku. Stulecie to
obfitowało zresztą w zbrodnie porównywalne z holokaustem, takie jak turecka
rzeź Ormian, wielki głód na Ukrainie czy japońskie zbrodnie na Pacyfiku. Tym co
czyni holokaust tak demonicznym, jest jego zespolenie z powierzchowną niemiecką
racjonalnością – zaprzęgnięcie nowoczesnej technologii i logistyki do
stworzenia militarnie zbędnego kombinatu śmierci w imię pseudonaukowych
koncepcji biologicznych i historycznych. To właśnie „dokonania” Trzeciej Rzeszy
są najjaskrawszym przykładem jakie demony może budzić instrumentalna
interpretacja historii.

Dla historyków najważniejsza powinna być zawsze prawda. A ta
jest taka, że największe nazistowkie fabryki zbrodni tylko geograficznie znajdowały
się na terenie Polski, która zresztą administracyjnie nawet wówczas nie
istniała. Plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” był autorską
koncepcją niemieckiego dowództwa i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. W
samym tylko Auschwitz zginęło około 70 tysięcy Polaków, nazywanie go więc
polskim obozem wydaje się ponurym żartem, choć oczywiście głównym celem tego
przybytku była eksterminacja Żydów. Więźniowie którym Niemcy powierzali
szefowanie komandom roboczym (kapo), wysługując się nimi w realizacji terroru,
byli więc z przyczyn statystycznych najczęściej Żydami, choć nie brakowało
wśród nich Polaków. Czy na tej podstawie można by wysnuć absurdalną tezę o
„żydowskim” antysemityzmie? W trakcie drugiej wojny światowej zdarzały się też
pogromy ludności polskiej dokonywane przez partyzantów żydowskich – na przykład
we wsi Naboliki zginęło w ten sposób 128 polskich cywilów. Czy mamy prowadzić
jakąś ponurą licytację historyczną sprowadzając debatę do tropienia incydentów?
Panoramę sytuacji może zobaczyć każdy kto poświęci choć odrobinę wysiłku na
zapoznanie się z ówczesną geopolityką.
Jako radykalny humanista nie potrafię spokojnie słuchać
fantazji o żydowsko-masońskich spiskach i tym podobnych pierdołach, w
kontekście ostatnich międzynarodowych kontrowersji wokół holokaustu za stosowne
uznałem jednak wyrażenie swojej opinii w powyższych wypocinach. W świetle
faktów związek polskiego antysemityzmu z niemieckim holokaustem wydaje się
mocno naciągany, ale tak się dzieje kiedy publicystką parają się wykształciuchy
zdolne jedynie do tępego przetwarzania kodów kulturowych. Żeby napisać sensowny
tekst na jakikolwiek temat trzeba by przeczytać o nim co najmniej kilka książek, lub jeszcze lepiej mieć w tej materii jakieś żywe doświadczenie. Bo
tak się składa, że wszyscy jesteśmy ignorantami w prawie wszystkich
dziedzinach, za wyrocznie mając media redukujące rzeczywistość do szybkiego
„newsa”. Skutkiem wytwarzania coraz większej ilości treści informacyjnych jest
obniżenie ich standardów. Do głównego nurtu często przenikają więc hodowane w
środowisku cyfrowym post-prawdy.
Jaki z tego wniosek? Nie gadaj (a tym bardziej nie pisz) o
czymś na czym się nie znasz, bo być może powtarzasz po kimś bzdury. Niestety
wiem, że ciężko się powstrzymać...