- Jeśli człowiek nie ma się na baczności ludzie zmuszą go
do robienia tego czego chcą, albo jeśli jest dostatecznie uparty do robienia
czegoś zupełnie odwrotnego im na złość – pisał Ken Kesey w kultowym „Locie
nad kukułczym gniazdem”. Coś w tym jest, bo kiedy się głębiej nad tym
zastanawiam widzę, że prawie wszystko co robiłem służyło wywieraniu wrażenia na
innych dupkach. Albo chciałem im się przypodobać, albo ich wkurwić. Jedno i
drugie narzucało mi jednak określony scenariusz. Prawdziwa wolność wymagałaby
wzniesienia się ponad swoje otoczenie, tyle że jesteśmy istotami społecznymi.
Taka wolność oznaczałaby alienację. Całkowita wolność byłaby więc niewolą.
Niemniej osoby nadzwyczajne cechowało zawsze zamiłowanie do spokoju
i samotności – przynajmniej w trakcie pracy. To w takich warunkach powstawały
największe dzieła sztuki czy teorie naukowe.

Kiedy potrzebujemy relacji z innymi manifestujemy gotowość
do kompromisów, ale ponieważ kompromisy często bywają zgniłe (tak jak relacje)
okazywać też musimy własną niezależność. Lęk przed zdominowaniem nierzadko
wyzwala reakcję paradoksalną, gdzie coraz usilniejsze zabiegi wywołują skutki odwrotne
do zamierzonych. Wiąże się to z tak zwaną reaktancją, czyli dążeniem do
przywrócenia wolności wyboru w sytuacji gdy ktoś próbuje nam taką wolność
ograniczyć. Im bardziej czujemy się zniewoleni tym bardziej chcemy zachować się
„niegrzecznie” – na złość babci odmrozić sobie uszy, dać sobie w żyłę czy pobić
policjanta. Szczególnie w młodocianym wieku gotowi jesteśmy do zaciętej obrony
swej niepodległości. Niekiedy zresztą słusznie – prawdziwi wariaci często
skrywają się pod różnymi szacownymi maskami, usiłując zaprzęgnąć nas do pogoni
za swoimi celami dla „naszego dobra”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz