Witold Waszczykowski w jednym miał rację. Na wegetarian
trzeba uważać. Dajmy na to taki Hitler nie jadał martwego bydła, trzody i
drobiu, przerabiał natomiast podludzi na mydło i nawozy. Co więcej w III Rzeszy
nie wolno było przeprowadzać eksperymentów na zwierzętach, a jedynie na
żydopolactwie, cyganopedalstwie i tym podobnym ścierwie. Tak więc stosunek do
dzikich i udomowionych stworzeń nie musi wcale być miarą naszego
człowieczeństwa. Nie brakuje na tym łez padole wrednych kreatur
rozpieszczających jakiegoś futrzanego pupila. A bezmięsna dieta, wbrew
propagandzie szerzonej przez wegetariańską brać, indukuje agresję, ponieważ nie
dostarcza składników niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania systemu
nerwowego. Jakby tego było mało wegetarianie mają słabszą spermę od mięsożerców
i to aż o 30%.
Co jeszcze bardziej szokujące, najzdrowiej byłoby jeść
ludzkie mięso, gdyż dostarczałoby ono konsumentom najcenniejszych substancji
odżywczych. Ten makabryczny pomysł wykorzystał zresztą David Mitchell w swojej
powieści fantastyczno-naukowej „Atlas chmur”, gdzie klony służące korporacji
przeznacza się potem na rzeź i przerabia na odżywkę dla wciąż aktywnych
niewolników. Pomijając wyczyny rozmaitych dewiantów i ekscesy towarzyszące
katastrofom żywnościowym, kanibalizm wydaje się jednak w historii naszego
gatunku raczej zjawiskiem magiczno-religijnym niż sposobem odżywiania. W
rozmaitych kulturach zjedzenie swojego wroga miało zapewniać przejęcie jego
duchowych mocy. Maorysi czy Aborygeni zajadali się natomiast swoimi zmarłymi
przodkami, czym wyrażali im najwyższy szacunek. Rytualne ludożerstwo uprawiali
również Celtowie, a we Włoszech aż do końca renesansu zjadano wątrobę
pokonanego przeciwnika.

Neandertalczyk bez wątpienia był człowiekiem – umiał mówić i
dokonywał rytualnych pochówków, a w dodatku miał nieco większy mózg niż homo
sapiens. Mimo tego ludzie rozumni zjadali neandertalczyków i vice versa.
Różniliśmy się bowiem od nich znacznie, choć ostatecznie przejęliśmy resztki ich
genów nim wymarli. Wskutek różnic neurologicznych inaczej postrzegaliśmy
rzeczywistość, a to wystarczało żebyśmy uważali się nawzajem za zwierzęta.
Wybaczcie mi więc bracia rogaci i skrzydlaci, barany i wieprze. W kuchni jestem
konserwatystą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz