- Większa będzie w niebie radość z jednego grzesznika
który się opamiętał, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych którzy
opamiętania nie potrzebują – nauczał biblijny Jezus. Do dzisiaj słowa te
przytaczane są jako świadectwo jego wielkoduszności. Myślę jednak, że warto się
nad nimi głębiej zastanowić, biorąc pod uwagę całą złożoność nie tylko ich
wymowy, ale również rzeczywistości ludzkiej. Wydają się one bowiem zawierać w
sobie pewną mądrość, ale niekonieczne. Wszystko zależy od tego jak je interpretować.

Jezus zmuszony był uciekać się do takiej retoryki, gdyż był
krytykowany za bratanie się z przedstawicielami ówczesnego marginesu
społecznego, nierządnicami i celnikami, czyli kurwami i konfidentami. Osoby
takie narażone były na szczególną pogardę, nie zniechęcało to wszak Jezusa do
biesiadowania z nimi. Imprezowanie z prostytutkami i tym podobnym elementem z
oczywistych przyczyn wydawało się ludziom szczególnie podejrzane, a w
faryzejskim klerze wywoływało świętoszkowate oburzenie.
Jezus usiłował wobec tego ukazywać się jako ktoś wyciągający
rękę do zbłąkanych owieczek, a nie wykolejeniec spragniony uciech cielesnych i
upojenia. Stworzył w ten sposób nową filozofię zła, w myśl której zło nie było
immanentną cechą danej jednostki, ale konsekwencją jej błędów, pomyłek i
zagubienia. W ten sposób Jezus dawał każdemu szansę na naprawienie tego co złe,
pod warunkiem że zrozumie swój moralny upadek i się z niego podniesie. Wiąże
się to z tak ważnym dla chrześcijaństwa pojęciem miłosierdzia, oznaczającego
nie tylko litość, ale również przebaczenie.
I tu wchodzimy na bardzo grząski grunt. Niełatwo jest bowiem
rozstrzygnąć, czy należy przebaczać. W myśl nauk Jezusa boską wyrozumiałość
warunkować miałby żal za grzechy, czyli wyrzuty sumienia, a także postanowienie
poprawy, czyli moralny przełom. Było to rewolucyjne podejście do problematyki
odpowiedzialności za popełnione zło, anulujące starotestamentowe rozwiązania
przepisane z Kodeksu Hammurabiego, w myśl których każdemu grzesznikowi należała
się kara. Starotestamentowe metody polegały raczej na prewencji i zastraszaniu
groźbą nieuniknionych konsekwencji, niż na odwoływaniu się do wartości
moralnych. Jezus co prawda przekupywał wyznawców wizjami wspaniałej nagrody,
ale Paweł, uważany przez niezależnych historyków za prawdziwego twórcę
chrześcijaństwa w znanym nam kształcie, zaznaczał że działanie interesowne nie
doprowadzi jednostki do religijnego spełnienia. – Gdybym rozdał na jałmużnę
całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał – przestrzegał Paweł.
Miłość Jezusa jest ekstremalna i to niestety powoduje
całkowite wynaturzenie chrześcijaństwa. Przykazania Jezusa w swej radykalności
posuwają się aż do moralnego masochizmu i skrajnego pacyfizmu, za wzór cnoty
stawiając postawę pokory, typową bardziej dla bydła prowadzonego na rzeź, niż
dla człowieka świadomego swojej niezbywalnej godności. – Jeśli ktoś uderzy
Cię w policzek, nadstaw mu i drugi – wzywał Jezus. Kazał nam też „miłować
nieprzyjaciół swoich”. Nigdy nie zrozumiem za co miałbym lubić jakiegoś
palanta, przynajmniej do momentu aż mnie przeprosi. A jeśli nie mógłbym mu
oddać ciosu, to mógłbym przynajmniej spierdalać, albo w ostateczności chociaż
uznawać go za agresywną i parszywą kreaturę. Jezus jednak był innego zdania.

Co najśmieszniejsze w tym wszystkim, pomimo tak
jednoznacznej wymowy moralnej chrześcijaństwa, wobec której nie możemy skreślić
z listy istot ludzkich nawet Mariusza Trynkiewicza ani Adolfa Hitlera, w imię
Jezusa dopuszczano się patologicznych barbarzyństw, takich jak krucjaty,
konkwisty, święte inkwizycje i polowania na czarownice. Świadczyć to tylko może
o całkowitej historycznej kompromitacji instytucji kościoła katolickiego, ale
to inny temat. Paradoksalnie Jezus był właśnie przeciwnikiem instytucjonalnej
religii, krytykując współczesny sobie żydowski kler i świętoszkowatą obłudę.
Wolał przebywać wśród „grzeszników”, gdyż jak wierzył zło im przypisywane tak
naprawdę wynikało ze słabości i niedoskonałości. – Kto z Was jest bez winy,
niech pierwszy rzuci kamieniem – nauczał, odwołując się tym samym do
empatii i tolerancji.
Przebaczenie, o ile nie jest bezwarunkowe, z pewnością jest
czymś wspaniałym i godnym naśladowania. Mimo wszystko zrównanie jednego
grzesznika i dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych wydaje mi się
absurdalne. Osobiście uważam, że doceniać należy zmiany, ale tym bardziej
stałość, lojalność i konsekwencję. Dlatego sądzę, że ojciec który wyprawił
ucztę dla marnotrawnego syna, postąpił niesprawiedliwie kosztem tego syna który
był mu wierny, gdyż trudno jest na coś sobie zasłużyć. Lecz możliwe, że poetyka
tej przypowieści miała na celu jedynie podkreślenie że warto się zmieniać. – Najszybszym rumakiem wiodącym nas do doskonałości
jest cierpienie – mawiał słynny dominikanin, Johannes Eckhart.