Człowiek jest istotą społeczną. Oznacza to, że potrzebuje
więzi z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Z ewolucyjnego punktu
widzenia potrzeby społeczne są mechanizmem umożliwiającym gatunkowi
przetrwanie. W dzikim świecie jednostki samotne zazwyczaj były skazane na
zagładę, a co za tym idzie nie mogły się reprodukować. Instynkt społeczny jest
więc czymś naturalnym, zapisanym już w przekazywanych nam genach. Lęk przed
samotnością jest jak lęk przed głodem – ostrzega nas, że jeśli chcemy przetrwać
to musimy zmienić ten stan. Tylko w grupie jednostka mogła liczyć na pomoc i
wsparcie, a wykluczenie z niej osobnika w brutalnym świecie pełnym dzikich
zwierząt, gdzie nie można było nabyć żywności, odzieży czy lekarstw, zwykle
kończyło się tragicznie.

Tworzenie się społeczności ludzkich to temat na obszerną
księgę, dlatego jak zwykle będę upraszczał. Jest tu bowiem wiele kwestii, które
rozwijać by można, ale trzeba się streszczać. Zmierzam wszak do tego, jak dziś
wyglądają relacje społeczne i z czego wynikają nasze zachowania. Tworzeniu się
społeczeństwa towarzyszyło wiele intrygujących zjawisk, takich jak odkrycie
języka symbolicznego umożliwiającego porozumiewanie się. Co równie istotne
ludzki mózg, podobnie jak mózgi innych naczelnych, wykazuje się wyjątkową
złożonością, sprzężoną zwrotnie ze skomplikowanym środowiskiem społecznym w
jakim zmuszony był funkcjonować. Przetrwanie w złożonej grupie wymagało
opanowania bardzo złożonych umiejętności społecznych, co pociągało za sobą
zmiany ewolucyjne – te z kolei jeszcze bardziej komplikowały relacje społeczne.
W ten sposób, w ramach wewnątrzgatunkowej rywalizacji, dochodziło do swoistego
mózgowego wyścigu zbrojeń, a lepszy mózg zapewniał wysoką pozycję społeczną,
rekompensując niedostatki siły fizycznej.
Dominację i władzę w grupie rozstrzygano odtąd nie tyle w
bezpośrednich starciach rozwścieczonych pretendentów, ale prowadząc odpowiednią
„politykę”, tworząc stronnictwa i zjednując sobie ludzi. Ewentualnego rozlewu
krwi dokonywano odtąd cudzymi rękami. Od samego początku dziejów społecznych
władza wiązała się więc z umiejętną manipulacją. Władzę w dziele tym zazwyczaj
wspomagali mistrzowie manipulacji – kapłani i czarownicy, a poza tym zawodowi
propagandyści, szpicle i mordercy. Obok słodkich kłamstw i bajek dla ciemnego
ludu, posługiwano się też podstępami, spiskami i intrygami, a ogniska buntu
pacyfikowano przy pomocy płatnych siepaczy. Siła mięśni była już jednak odtąd
tylko narzędziem, służącym realizacji „mózgowej polityki”. Rywalizacja toczyła
się także na niższych poziomach, gdyż skłonność do dominacji jest wrodzona,
podobnie jak nasza niechęć do podporządkowania się jej. Do rywalizacji takiej
dochodziło więc w każdej komórce społecznej. Coraz częściej posługiwano się w
tym celu mózgiem, a coraz rzadziej przemocą. Dzięki temu mogliśmy zbudować
kulturę i cywilizację techniczną.

Musimy przy tym pamiętać, że mózg jest narządem bardzo
skomplikowanym. Jego zadziwiające
zdolności jednocześnie służyły sztuce i
nauce, jak i celom bardziej przyziemnym, takim jak właśnie ustalanie hierarchii
społecznej. Z tym ostatnim aspektem wiąże się szczególnie posiadanie
umiejętności społecznych, nazywanych dzisiaj inteligencją emocjonalną czy też
makiaweliczną. Na przykład o tym czy dany naukowiec dostanie pieniądze na
badania nie zdecyduje tylko jego kompetencja, ale także to jakie ma znajomości,
kontakty i wpływy. W historii nie brakuje przykładów na to, jak uznawane
dzisiaj za przełomowe odkrycia, były niegdyś nawet wyśmiewane. Z jednego
prostego powodu: nie wystarczy umieć czegoś, trzeba jeszcze wiedzieć jak taką
umiejętność sprzedać. Kluczowe tu jest myślenie strategiczne i rozszyfrowywanie
intencji innych ludzi, a także skłonność do chłodnej samokontroli emocjonalnej.
Pozwala to nam na przykład na korzystanie z wiedzy innych ludzi, zawieranie
strategicznych przyjaźni, manipulowanie innymi i nie uleganie ich wpływom. W
ten sposób człowiek o mniejszym ilorazie inteligencji, może rządzić tym z
większą wartością tego wskaźnika, o ile dysponuje większymi zdolnościami
społecznymi.
Ewolucja preferowała jednostki potrafiące jednocześnie
budować trwałe sojusze, w razie potrzeby zwodzić innych, a niekiedy zachowywać
się na tyle kreatywnie żeby zmylić przeciwników. Odkąd ludzie zaczęli sobie
uświadamiać jak ważne są ich umiejętności społeczne, starają się je rozwijać, a
spece od handlu i marketingu zgłębiają wiedzę o technikach manipulacji i
wywieraniu wpływu. Ale ja nie o tym. Pokazać Wam chcę kilka przykładów na to,
jak bardzo kontekst społeczny wpływa na nasze zachowanie, a nawet myślenie.

Po pierwsze jesteśmy istotami konformistycznymi. Konformista
to słowo naznaczone raczej pejoratywnym wydźwiękiem, rozumiemy pod tym pojęciem
kogoś pozbawionego poglądów i charakteru, za wszelką ceną dostosowującego się
do otoczenia. Niestety badania naukowe wykazują, że w znacznym stopniu wszyscy
cierpimy na tą smutną przypadłość. Nasze poglądy i przekonania nie tylko
wykształcają się w procesie socjalizacji, ale mogą zmieniać się pod wpływem
doraźnych czynników sytuacyjnych. Wystarczającą nagrodą za taką przemianę
często jest jedynie osiągnięcie aprobaty społecznej. Nie lubimy odstawać od
większości, stąd zazwyczaj staramy się do niej przystosować. Obrazuje to
eksperyment urodzonego w Polsce amerykańskiego psychologa Salomona Ascha. W
1955 roku, postanowił on przeprowadzić badanie, dzięki któremu mógłby podważyć
wnioski, jakie ze swojego eksperymentu wyciągnął turecki psycholog Muzafer
Sherif. Eksperyment Sherifa ukazywał zjawisko zwane konformizmem informacyjnym,
mające przejawiać się tym iż w sytuacji niepewności i braku odpowiednich danych
wiedzę o rzeczywistości czerpiemy z zachowania innych ludzi. Asch zakładał, że
w sytuacjach jednoznacznych badani nie będą ulegać grupie, lecz natura ludzka
okazała się zgoła inna. Badanym wyznaczono proste zadanie polegające na
porównywaniu długości linii przedstawionych na rysunkach. O ile potrafili tego
dokonać, ich oceny okazywały się błędne, jeśli wcześniej błędnie długość
odcinków porównywali podstawieni w tym celu aktorzy. Odcinki A, B i C
porównywano z odcinkiem X o takiej samej długości jak odcinek C. Kiedy wynajęci
prowokatorzy stanowiący większość grupy orzekli, że odcinek X najbardziej
przypomina odcinek A, dwie trzecie badanych przychylało się do tej opinii, choć
wcześniej bezbłędnie długość odcinków potrafiło ocenić 98% badanych. W tym
miejscu trzeba jednak dodać, że badane osoby świadomie kłamały, po to by
uniknąć odrzucenia.
Odkrycia Ascha zainspirowały później Stanleya Milgrama, do
owocnej pracy badawczej. Dowiódł on bezmyślnego posłuszeństwa większości ludzi
wobec uznawanych autorytetów. Naściemniał, że potrzebuje ochotników do zbadania
wpływu kar na proces uczenia się. Zarobić w ten sposób można była kilka dolców.
Badany miał w laboratorium aplikować wstrząsy elektryczne jakiemuś dupkowi (w
rzeczywistości podstawionemu symulantowi), jeśli ten udzieli błędnej odpowiedzi
na któreś z zadawanych mu pytań. Z każdą kolejną pomyłką dupek miał być
traktowany coraz silniejszymi wstrząsami. Symulował przy tym coraz okrutniejsze
męczarnie. Jeśli badany wahał się, naukowiec kazał mu nadal podsmażać dupka.
Nawet kiedy ten sygnalizował że ma chore serducho, płakał i błagał. Większość
słuchała kolejnych komend naukowca, takich jak „Proszę kontynować”,
„Eksperyment wymaga żeby kontynuować”, „Proszę kontynuować, to jest absolutnie
konieczne”, czy „Nie masz innego wyboru, musisz kontynuować”. W ten sposób
naukowiec, uosabiający autorytet, przekonywał ludzi, żeby podsmażali Bogu ducha
winnego dupka dla dobra nauki. 65 % badanych zaaplikowało tępemu kutasowi aż
450 volt, czyli maksymalne napięcie jakie mieli do dyspozycji. W różnych
późniejszych mutacjach tego eksperymentu dowiedziono ponadto, iż czynnikami
wzmagającymi posłuszeństwo były charyzma i zinstytucjonalizowanie autorytetu.
Widzimy więc, że skłonni jesteśmy podporządkowywać się
zdaniu większości i wykonywać polecenia osób uznawanych za autorytety, nawet
jeśli w konsekwencji prowadzi to do rzeczy głupich i niemoralnych. Zdaniem
innych nie sugerujemy się jednak tylko i wyłącznie w tych sytuacjach, a to czy
ulegniemy takiemu wpływowi może silnie oddziaływać na rzeczywistość, jako tak
zwana samospełniająca się przepowiednia. Psycholg Robert Rosenthal wraz z
nauczycielką Leonore Jacobson przeprowadzili szereg sfałszowanych testów na
inteligencję. Wskazał nauczycielom grupę „geniuszy” i „tępaków”, choć w
rzeczywistości dzieciaki przydzielał do każdej z grup losowo. Ale pedagodzy do
tego stopnia zaufali naukowemu autorytetowi, że nie zauważyli jak zrobił ich w
chuja. Wskutek tego uznali jedne bachory za bardziej, a drugie za mniej zdolne.
Ponieważ te teoretycznie „zdolniejsze” były przez szanowne grono pedagogiczne
lepiej traktowane z czasem w rzeczywistości podniosło się im IQ. Tym gówniarzom
którym przypięto łatkę „tępaków” poziom inteligencji z czasem się obniżył, ponieważ
szanowne grono pedagogiczne miało ich głęboko w swojej inteligenckiej dupie.
Zjawisko to nazywamy efektem Rosenthala.
Inną zbadaną odmianą samospełniającej się przepowiedni jest
efekt Pigmaliona, polegający na tym że w określonej sytuacji zachowujemy się w
taki sposób jak wymagają tego od nas inni ludzie, co może mieć następstwa
zarówno pozytywne, jak i negatywne. Na przykład okłamano Bolka, że Lolek bardzo
go lubi. Wtedy Bolek zaczyna przyjaźnie odnosić się do Lolka, a ten tak
traktowany naprawdę zaczyna pałać do niego sympatią. Niestety, jeśli oczekujemy
że ktoś jest człowiekiem wrednym, to również prowokujemy go do tego swoim
zachowaniem. I tak dalej. Co najgorsze w tym wszystkim, informacje które
odbieramy nie zawsze muszą być w pełni prawdziwe, tak więc wiara w wiadomości
rozchodzące się pocztą pantoflową może mieć katastrofalne skutki. Ale nie
możemy uniknąć wiary w plotki i pogłoski, gdyż tak zaprogramowany jest nasz
mózg. Wiąże się z tym zasada konformizmu informacyjnego, od której rozpoczęliśmy
te rozważania.

Samospełniające się proroctwo może mieć bardzo wymierne
skutki. Zdarzało się, że banki upadały po tym, jak rozeszła się wieść że mają
problemy finansowe. Ludzie wycofywali z nich wtedy oszczędności i w
konsekwencji bank rzeczywiście tracił płynność finansową. Widzimy więc, że
nasze oczekiwania mają istotny wpływ na rzeczywistość, a losy innych ludzi mogą
zależeć w znacznym stopniu od tego jak zostali kiedyś zaszufladkowani.