Dla doktryny chrześcijańskiej kluczowe są takie pojęcia jak
wolna wola, nieśmiertelna dusza i sąd ostateczny. Wyjaśniają one sens naszej
egzystencji, widząc w niej jedynie sprawdzian, któremu jesteśmy poddawani, po
to aby dowieść czego jesteśmy warci. Wszyscy poważni religioznawcy, z wyjątkiem
tych działających na zlecenie określonych grup religijnych, są zgodni co do
tego, że chrześcijaństwo zapożyczyło te pojęcia z innego starożytnego kultu. I
nie chodzi tu bynajmniej o jego judaistyczne korzenie.
Swoje ideowe podstawy chrześcijaństwo zaczerpnęło z
zoroastryzmu, monoteistycznej religii perskiej, zapowiadającej nadejście
mesjasza, jaki ostatecznie rozprawi się z siłami ciemności i wprowadzi ludzkość
w epokę wiecznej szczęśliwości. W
zoroastrycznej wizji rzeczywistości
świat jest areną walki dobra ze złem, w której bierzemy udział każdym swoim
uczynkiem, opowiadając się po jednej ze stron. Do szczęścia prowadzi nas Pan
Mądrości, Ahura Mazda, podstępnie zwodzi nas jednak Zły Duch, Angra Mainju. W
tej koncepcji tylko Ahura Mazda jest prawdziwym Bogiem, zaś jego przeciwnik,
protoplasta naszego szatana, jego ciemnym alter ego.
Monoteistyczny zoroastryzm wywodzi się z kolei z
dualistycznego mazdaizmu, powstałego w siódmym wieku przed naszą erą wśród
ludów Armenii i Azerbejdżanu, gdzie Pan Mądrości musiał się zmagać ze swoim
głupim bratem. Koncepcje dualistyczne odbijały się w kształtującym się
chrześcijaństwie jeszcze długo głośnym echem, a ostateczny kres położył im
zwołany na polityczne zlecenie cesarza rzymskiego sobór nicejski, ujednolicając
doktrynę i obkładając klątwą odstępców od niej. Na soborze tym ustalono
obowiązujący kanon pism religijnych, a pozostałych krążących w obiegu ksiąg
zakazano.
Sojusz tronu z ołtarzem legitymował się przed ludem najprostszymi
historyjkami, których przekaz umacniał centralizację kultu, odrzucając tradycje
sprzeczne z politycznymi potrzebami, nadmiernie filozofujące, dekadenckie i
mieszające ludziom w głowach. Na indeksie znalazły się w związku z tym
ewangelie gnostyczne. Chrześcijaństwo gnostyczne, obok gnozy pogańskiej, były
przejawem szerzącego się wówczas nurtu zwanego gnostycyzmem, inspirowanego
staroirańskim dualizmem prądu filozoficznego o charakterze mistycznym. Zdaniem
gnostyków świat jest niedoskonały ponieważ nie jest dziełem prawdziwego Boga,
ale starotestamentowego Demiurga, utożsamianego z pierwiastkiem materialnym i
przemijającym, z jakiego to musimy się wyzwolić.
Nasza koncepcja szatana, w Starym Testamencie jedynie
kusiciela (Księga Rodzaju) i oskarżyciela człowieka (Księga Hioba), coraz
śmielej zmierzała w kierunku idei kryptodualistycznych, personifikując w tej
postaci zło i stawiając je naprzeciwko Boga. Z węża szatan zamienił się w
smoka, Złego Ducha. Ten demoniczny obraz podważać się ważyli tylko najbardziej
bluźnierczy artyści, tacy jak Charles Baudelaire, widzący w nim metaforę
przeklętego, wzgardzanego buntownika („Litania do Szatana”). W dwudziestym
wieku na wskutek popularności muzyki metalowej szatana przestały bać się nawet
dzieci, więc kościół ogłosił, że piekło nie jest otchłanią gdzie będą się
smażyć grzesznicy, tylko stanem ducha. – Piekło to inni ludzie – stwierdził
już wcześniej francuski filozof Jean-Paul Sartre.